Przyszłość i przeszłość to dwie czasoprzestrzenie
naszego życia, których za nic w świecie nie damy rady zmienić. To, co już się
stało, takim zostaje. To, co ma się stać, i tak się wydarzy. Niby oboje mamy
tego świadomość, ale i tak robimy po swojemu. Martwimy się wciąż, wciąż i bez przerwy. Dlaczego się martwisz? Albo
dlaczego ja ciągle się zamartwiam?
Poznaj mechanizm zamartwiania się.
Jest całe mnóstwo spraw, zbiegów
okoliczności i wydarzeń, na które ja, jako człowiek, nie mam żadnego wpływu.
Trasa podczas zdawania egzaminu na prawo jazdy. Zwichnięty palec. Temat
interpretacji porównawczej na maturze. Przypalone ciasto marchewkowe. Zbity
ekran telefonu. Jest też całe mnóstwo spraw, zbiegów okoliczności i wydarzeń,
na których zależy mi akurat teraz najbardziej na świecie.
Jak wyjść obronną ręką z zamartwiania się?
Tak jak widziałeś przed chwilą na
schemacie, że nieświadomy bodziec, który wysyłasz do siebie (brzmi on mniej
więcej tak: „teraz mi na tym niesamowicie zależy, ale co jeśli..”) skutkuje zamartwianiem
się. Łatwo przerodzić zamartwianie się w narzekanie. Bo co, jeśli serio ta zupa
się tobie przypali? Co, jeśli naprawdę oblejesz ten egzamin? Albo on nie będzie
chciał się z tobą spotkać? Wtedy łatwo jest stwierdzić, że jestem do niczego (przypaliłam
rosół), nie jestem uzdolniony (oblałem egzamin), nikt mnie nie chce (on mi
odmówił). O ile prościej by się tobie żyło, gdybyś zamartwianie przerodził
w zaradność.
Twoje myśli tworzą twoją
rzeczywistość.
Kiedy szłam na pierwszy egzamin z
teorii prawa jazdy (z całkowicie przeciętnym przygotowaniem), uważałam, że nie
uda mi się zdać za pierwszym. Poznałam jakąś dziewczynę, która miała egzamin o
tej samej porze co ja i powiedziałam jej (zupełnym przypadkiem i
nieświadomie, ale zobacz, jak bardzo negatywne myślenie wpłynęło na moją komunikację
z drugim człowiekiem), że mam nadzieję, że jestem tu pierwszy i nie ostatni
raz. Moje myśli zaczęły kształtować moją rzeczywistość w sposób, jakiego nie
chciałam, lecz w jaki moja podświadomość się nauczyła.
Oczywiście, puentą jest
to, że naprawdę nie zdałam teorii za pierwszym. Na pewno wynikało to z braków pewnych pokładów wiedzy, ale jestem
też pewna, że również z podświadomego pesymizmu, jaki nieświadomie w sobie wychowałam.
Podeszłam do egzaminu po raz drugi z pewnością, że zdam i bez myślenia „a co
jeśli nie”, no i rzeczywiście zdałam. Przykład może i jest beznadziejny,
bo zdawanie jakichkolwiek egzaminów (szczególnie w WORDzie) jest loterią, ale
mimo wszystko moje myślenie miało bezpośredni wpływ na wynik.
Moc wizualizacji?
Abstrakcyjne wizualizowanie (prosto
mówiąc: wyobrażanie sobie swojej przyszłości) nie motywuje tak bardzo jak świadomość
tego, że warto, by zabrać się za konkretną rzecz i osiągnąć konkretny cel już dzisiaj.
Znowu wizualizując wybiegamy gdzieś w przyszłość, marzymy, pragniemy, myślimy o
tym, co będzie jutro, za miesiąc i za kilka lata. Martwiąc się jutrem nie
żyjemy dzisiaj. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. – Skupiamy się na
przyszłości, na którą mamy wpływ tylko w jakimś stopniu, zamiast skupić się
na tym, co dzisiaj, co teraz możemy zrobić, by żyć lepiej i piękniej. Dla mnie wizualizacja straciła na
wartości. Właśnie przez to, że uczy nas patrzenia w przyszłość i zamartwiania
się jutrem, zabierając nam radość cieszenia się tym, co dzieje się
dzisiaj.
Czyli co, mam nie skupiać się na
wyborze odpowiednich studiów, zapłaceniu rachunków za prąd i dążeniu do swoich
marzeń?
Wiesz co, może właśnie lepiej sobie
na chwile odpuść. W trakcie pielgrzymki wysłuchałam
świadectwa kobiety z ogromnymi długami. Nie miała za co ich pospłacać. Modliła
się o pomoc. Kiedy przyszedł termin zapłaty, nagle znalazły się pieniądze. Może
właśnie lepiej nie szukać na siłę odpowiedniej drogi życiowej, może nie kupować
kolejnych losów na loterii, by spłacić kredyt. Może właśnie przestać się
zamartwiać i pomyśleć sobie, że „przyjdzie czas będzie rada”.
Twoje zamartwianie zabiera ci radość życia.
Ty myślisz o tym, co MOŻE stać się
jutro. Powtarzam, MOŻE. Wcale nie musisz oblać egzaminu, spalić ciasta i
nabawić się przeziębienia. No nie, nie musisz. Owszem, może tak się stać, ale
nie musi. Jaką masz pewność? Żadną. Unieś głowę do góry i żyj tu i teraz. Bo
tutaj, bo teraz dzieje się magia. Bo tutaj i teraz dzieje się twoje życie. Nie
prześpij go.
To jest mega fajny post, bardzo przydatny i motywujacy :) pozdrawiam i zapraszam ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
Usuńja niestety często się zamartwiam myśląc o tym co będzie, zamiast skupić się na tym co jest dziś.
OdpowiedzUsuńSandicious
Tak wiele z nas ciągle albo rozpamiętuje przeszłość albo patrzy już ku przyszłości, a przecież teraz może być to, co najlepsze! :)
UsuńNa Twój blog trafiłam przypadkowo, ale na pewno zostanę na dłużej.
OdpowiedzUsuńMasz w sobie taką dojrzałość i radość, i sposób w jak przybliżasz Boga :D
Dzięki, pozdrawiam ;)
Dziękuję Ci! :)
UsuńZamartwianie się to zmora. Ja staram się w takich momentach uświadomić sobie, że w tej chwili i tak nie mam na daną rzecz wpływu, więc mogę równie dobrze pomyśleć o czymś innym.Czasem działa.
OdpowiedzUsuń