04 marca

Dlaczego jestem SZCZĘŚLIWA?

Każdy z nas to inne i wyjątkowe dzieło Boga. Ela nie jest podobna do Jagody. Ania ma swoje cechy osobowości, które różnią ją od Gosi. Wojtek uwielbia uprawiać sporty, o których ani się śni Robertowi. Na tym świecie nie ma niczego, co łączyłoby wszystkich ludzi tak samo bardzo jak szczęście. 




W niczym innym nie jesteśmy tak podobni jak w pragnieniu osiągania szczęścia.
Szczęście to dla mnie dziwna sprawa. Mówię dziwna, bo to naprawdę nie jest coś oczywistego. Być szczęśliwym oznacza dla mnie podążać za tym, co piękne, co świetne, co wymarzone. Być szczęśliwym to kochać samego siebie, ale i trwać w głębokich relacjach z Bogiem, z drugim człowiekiem. 
Niejednokrotnie mówimy o sobie: „Jestem taka szczęśliwa”, kiedy dopiero co polizaliśmy lizak szczęścia znajdujący się na naszej drodze. Świetnie, że doceniamy małe rzeczy. Jednak kiepsko, że mylimy dwa różne pojęcia. Wychodzę z założenia, że Szczęście ma wiele młodszych sióstr, które należy najpierw poznać, żeby zbratać się ze Szczęściem. Idealnym przykładem takowej siostry Szczęścia jest Radość, przez którą nie możemy nie przejść, by wkroczyć na jakikolwiek poziom naszej znajomości ze starszym rodzeństwem. 

Świadomie użyję po raz kolejny wyrazu, który już się tutaj pojawił, bo nic nie potrafi tak zobrazować szczęścia jak samo szczęście nieposiadające żadnych zamienników. Uważam, że poczucie wewnętrznego szczęścia nie jest tylko chwilowe. To wcale nie coś, co wytwarza się i znika. Znaczy tak, prawda, że jeżeli nie będzie pielęgnowane to tak jak zasadzona piękna róża, może uschnąć. Jednak, kiedy ktoś codziennie dba o swoje poczucie, jest świadomy, że szczęście znajduje się tylko w nim to szanse na zagubienie tej starszej siostry Radości są marne, a raczej znikome.

Zadano mi pytanie: kiedy czułaś się naprawdę szczęśliwa? Nie potrafiłam odpowiedzieć, ponieważ uznałam, że wkradł się tam drobny błąd. Moim zdaniem powinno brzmieć: kiedy czujesz się naprawdę szczęśliwa? Wtedy od razu zmienia się postać rzeczy i już mam prostą odpowiedź w głowie: teraz! 

Teraz czuję się naprawdę szczęśliwa, bo żyję życiem, o jakim marzyłam. 
Każdy z nas chcąc ustalić swoją przyszłość ma plan. Wyobrażamy sobie, pragniemy czegoś mocno, marzymy o rzeczach nadzwyczajnych. Różni nas w tym to, że spora część ludzi pozostaje tylko na pierwszym etapie – planowania. Druga, ta naprawdę odważna, śmiało idzie po swoje marzenia i budzi się z myślą: to będzie dobry dzień, w końcu żyję życiem, jakiego oczekiwałam. Zdecydowanie staram się częściej albo cały czas być w tej drugiej grupie osób. 

Jestem szczęśliwa teraz.  Wiem, gdzie szukać szczęścia. 
Wcale nie w drugim człowieku, w wygranej w lotto, w milionach polubień pod zdjęciem, w zdobyciu Oscara. Oprócz Boga i mnie samej nikt mi nie może ofiarować tej starszej siostry Radości. Moje szczęście jest we mnie. Tylko ja mam wpływ na moje szczęście. „Nawet, jeśli Wszechświat cały wali się to mogę przetrwać każdy kiepski dzień” – parafrazując słowa TAU, które nabierają szczególnego znaczenia, kiedy ktoś niemiłosiernie mocno kopie w autobusie w twoje siedzenie, sprzedawca w sklepie odburknie, że nie wie, gdzie znajdziesz budyń w proszku albo szkoła zaskoczy niespodziewaną kartkówką. Wszystko da się znieść, mimo że na początku będzie się to wydawało a wykonalne. Dlaczego drugi, może nieszczęśliwy człowiek, ma mieć wpływ na MOJE szczęście i to, jak będzie wyglądać reszta MOJEGO dnia?

Jestem szczęśliwa teraz, bo akceptuję siebie. 
Nie ma czegoś takiego jak szczęście bez akceptowania – swojego ciała, myśli, poziomu inteligencji, popełnionych błędów. Wpadając w nienawiść do samego siebie toczymy się w kole, z którego nie jest łatwo wyjść. Wpadamy tam przez to jedno, niewinne zdanie „nie lubię swojego nosa” i już tam zostajemy. Jeden kompleks rodzi kolejny. Tylko akceptowanie, świadomość tego, że nie jesteśmy doskonali, mamy wady, zalety może nas stamtąd wyciągnąć.

Czuję w sobie szczęście, do którego zostaliśmy przeznaczeni. 
Tak jak Bóg dał nam możliwość osiągania Nieba po opuszczeniu tego świata  tak na ziemi dał nam do wyboru poczucie szczęścia i samozadowolenia albo niesprawiedliwości i beznadziejności swojego życia. Długo zajmuje zrozumienie, że Bóg chce dla nas jak najlepiej, a to my sami często wpływamy korzystnie na swoje poczucie nieszczęścia. Bóg, kiedy zobaczy, że tego chcesz, i że dajesz Mu pełne pole do działania – wejdzie w Twoje życie i uczyni je czymś jeszcze piękniejszym. Musisz Mu tylko pokazać, jaki podjąłeś wybór – być szczęśliwym czy nie?

6 komentarzy:

  1. Bardzo, naprawdę bardzo lubię czytać Twoje posty, ale, szczególnie ostatnio, bardzo trudno mi się z nimi zgadzać, a przynajmniej z częścią rzeczy, o których piszesz. To znaczy możne nawet nie tyle nie zgadzać, co uważam, że piszesz bardzo wszystko generalizując a jednocześnie odnosząc do siebie, przez co wydaje się że u wszystkich sprawdzą się rady i sugestie, o których piszesz, a to niestety tak nie działa i nie jest takie proste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, pewnie masz rację, że odnoszę rady do siebie i generalizuję i pewnie nie dla każdego okażą się one przydatne, ale jeżeli choć jedna osoba powie: o kurczę, przydało mi się to, co napisałaś to to ma dla mnie sens. Ściskam mocno! :)

      Usuń
  2. Pomogłaś mi zauważyć, że na nasze poczucie szczęścia nie muszą wpływać inne osoby... Teraz będę starać się zachowywać równowagę, nawet gdy nie wszystko będzie po mojej myśli. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Tobie też dziękuję i cieszę się bardzo! :)

      Usuń
  3. Ludzie często uzależniają szczęście od innych, tymczasem to tak naprawdę tylko od nas zależy, jak podejdziemy do życia i czy szczęście będzie zależeć od innych czy od siebie. Owszem, kiedy mamy przy sobie kogoś, kto da nam szczęście, to tylko się cieszyć :) ale gorzej, gdy ktoś nie potrafi sobie poradzić sam - ciężko mu zaakceptować siebie i nie ma swojej pasji. Ja mogę powiedzieć, że to pasja najbardziej chyba uszczęśliwia mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo zajmuje zrozumienie, że szczęście jest tylko w nas! :)

      Usuń

TOP