28 stycznia

CZY JA DO CIEBIE PASUJĘ?

I nagle sobie uświadamiasz, że to nie jest twoje towarzystwo. Wobec ludzi, którzy ciebie otaczają przechodzisz zupełnie obojętnie. Wcale nie myślisz o ich zainteresowaniach, marzeniach, spełnionych celach. A nawet masz to bardzo głęboko gdzieś. Przebywasz z nimi tylko dlatego, że taką masz pracę, szkołę albo rodzinę. Nie ma co liczyć na głębszą relację, wieloletnią przyjaźń czy poszerzenie swoich horyzontów. To po prostu nie jest to.




Mówi się, że tylko dwie, kompletnie różne rzeczy się przyciągają. I o ile ma to mnóstwo prawdy w fizyce i biegunach magnetycznych, o tyle w namacalnym, najbliższym mi świecie uważam to za marną, a raczej żadną filozofię.

Wybierając swojego bliskiego powiernika, przyjaciela na zawsze wcale nie chcę, żeby on różnił się ode mnie we wszystkim. Wiesz, że ja lubię ryż, a on makaron. Ja śpię do późna, on wstaje wcześnie. Ja jestem nieśmiała, on odważny. Pewnie te wszystkie przeciwieństwa byłyby super, bo moglibyśmy spróbować oboje czegoś nowego. Tylko jeżeli dzieliłoby nas dużo to jeszcze więcej musiałoby nas łączyć, żebyśmy odczuwali frajdę i satysfakcję ze wspólnie spędzonego wieczoru na czynnościach, które oboje prawie uwielbiamy.

Nie chodzi nawet o przyjaciela, ale o każdego człowieka, z którym możemy albo pozostać na etapie tylko znajomości lub przejść na poziom wyższy – koleżeństwa.  

Istnieje grupa osób, którą śmiało wrzucę do wora demotywatorów – malkontentów. To typowi, życiowi przegrani uwielbiający pastwić się nad nowymi ofiarami. Takich to jest dopiero pełno na tym świecie. W pracy na pewno masz znajomego, który najchętniej podłożyłby nogę wszystkim – zaczynając od szefa, a kończąc na tej miłej sekretarce. W szkole jest ich jeszcze więcej. Szczególnie w okresie dojrzewania malkontentów – demotywatorów przybywa. Ktoś lepiej wyglądał, ktoś dostał lepszą ocenę, ktoś zabłysnął? Przecież to idealny powód do tego, żeby go zrugać i obmówić niby za plecami, ale jednak tak, żeby usłyszał, że ta ocena, bluzka i wiedza jest tak naprawdę mało ważna. Takich ludzi należy omijać. Od takich właśnie osób uciekam pierwsza. 

Kiedyś myślałam, że ja muszę z kimś przebywać. Przecież to mój obowiązek, jako człowieka, żeby kochać cały świat, przyjmować postawę franciszkańską, być bardzo życzliwym dla wszystkich i zawsze, nawet, gdy kogoś szczerze nie potrafię ścierpieć. Dzisiaj wiem, że to okrutnie dwulicowe z mojej strony – wolę uciec.

I tak omijam na ulicy. Dopatruję się u innych podobnych zainteresowań, by przejść na wyższy poziom, tj. koleżeństwa. Nie zajmuję sobie głowy tym, co ktoś o mnie pomyśli. Jestem zawsze sobą. Mam super sprawdzonych przyjaciół, którzy kochają prawie to samo, co ja. A z toksycznych relacji rezygnuję zanim się zaczną. I wiesz co? I bez tych wszystkich ludzi, do których ja nie pasuję, a oni do mnie żyje mi się znacznie lepiej.

10 komentarzy:

  1. Och, no tak i nie.
    Druga połówka to osoba, z którą najlepiej jeśli wiele nas łączy. Z przyjacielem jak dla mnie wcale to nie jest warunek konieczny, bo to czy lubi ryż czy makaron, czy śpi do późna czy wstaje rano - to nie są rzeczy, które jakkolwiek oddziałowują na Ciebie. Nadal znajdziecie potrawę, którą możecie razem zjeść przy spotkaniu, a nikt też nie broni wybrać Wam czegoś innego. Nadal możecie się spotykać, bo przecież to nie jest tak, że ktoś umrze, bo raz wstanie wcześniej/później.

    Przyjaciele z odmiennym zdaniem i stylem życia są potrzebni, bo życie w grupie, która podziela dokładnie te same poglądy jest nudne. I nigdy nie spotkamy się z krytyką. I wszyscy będą się głaskać po głowach, bo przecież muszą być tacy sami i mieć takie same zdanie. No nie. Przyjaciel to ktoś, kto mi powie, że myśli inaczej, że moje podejście do czegoś jest złe/odmienne, ktoś, z kim mogę podyskutować na poważne rzeczy, wymienić się argumentami i wiedzą. A nie ktoś, kto lubi i robi te same rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie Angelika - przyjaciel, który nie różni się wszystkim ode mnie. Jasne, że cały czas potakiwanie sobie wzajemnie i przytakiwanie na wszystko nie ma najmniejszego sensu. Całe szczęście Stwórca jest tak łaskawy, że nie ma na świecie dwóch identycznych osób i można być tylko podobnym, ale nie jednakowym względem drugiego człowieka. :)

      Usuń
  2. Super wpis!
    Ostatnio sama zaczęłam odsuwać się od takich ludzi w swoim otoczeniu,a skupiłam na tych moim zdaniem "wartych uwagi". Właśnie po to, aby wejść na wyższy poziom tzw. "koleżeństwa". Czasem Ci co mieli być na zawsze okazują się tymi na jakiś czas, a Ci na jakiś czas okazują się tymi na zawsze :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy post : niezdecydowana-dziewczyna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Większość ludzi, których znałam, a którzy byli mili dla wszystkich okazywali się największymi pod Słońcem hipokrytami, a tego i idącej z tym w parze dwulicowości, znieść nie umiem.
    I chyba faktycznie w życiu przeciwieństwa się przyciągają zupełnie nie działa, jeśli nic nie łączy cię z jakimś człowiekiem to raczej nici ze znajomości.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem, przeciwieństwa się przyciągają, ale w biologii, bo duża różnica genetyczna między rodzicami gwarantuje zdrowie dziecka. Jednak jeśli chodzi o "związki psychiczne", o moje związki to zawsze fajnie, żeby ta druga osoba, czy to facet, czy koleżanka różniła się ode mnie troszeczkę, ot na tyle, żeby była dla mnie ciekawa, ale nie za dużo, żebyśmy mieli jakiś wspólny fundament, aby się rozumieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze dużo we mnie było takiego mesjanskiego przekonania iż musze zbawić wszystkich naokoło, uszczęśliwić ich na sile.A później wyjechałam z rodzinnego kraju i tutaj naprawdę przekonałam się o sile przyjaźni, tym co ważne dla mnie samej. Zgadzam się z Tobą iż nie można tak żyć, naginac się do wszystkiego.
    Najważniejsze to znaleźć swoją drogę do szczęścia .

    OdpowiedzUsuń
  6. O zazdrości o sukcesy pięknie pisał Volant jakoś tak niedawno. Zamiast traktować to jako motywację, znak że MOŻNA, nie którzy wolą płakać "dlaczego nie ja?". Myślę, że to okropny wyraz lenistwa i skrajnego kanaposadownictwa, w którym delikwent już korzenie w sofę zapuszcza.
    No i racja - nie można nikogo lubić na siłę :) No ale... kto nam każe?

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że jeżeli mówimy o bliskim związku to jego przetrwanie gwarantują tylko podobieństwa, zwłaszcza w pewnych fundamentalnych obszarach - np. podejście do pieniędzy, wiary, dzieci itp. itd. Różnice są bardzo ciekawe, ale zdecydowanie na początku relacji, potem zaczynają drażnić i stanowić pożywkę dla konfliktów. Wydaje mi się, że podobnie wygląda sytuacja w przypadku relacji koleżeńskich, bo koleżanka, która w przeciwieństwie do Ciebie będzie zmieniać obiekt zainteresowania raz na dwa tygodnie, na początku może wydawać się ciekawa i zabawna, ale z czasem może zacząć być zwyczajnie irytująca. Oczywiście nie znaczy to, że musimy przyjaźnić się tylko z ludźmi, którzy są naszymi "kalkami", ale z tymi którzy znacznie się od nas różnią będziemy spotykać się zdecydowanie rzadziej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Racja. Również uciekam od prawdziwych marud, które tylko demotywują... Nie moglabym zyc z taka osoba - stad wniosek, ze przeciwienstwa niez awsze sie przyciagaja ;) pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. nie pytaj, czy to Ty do nich pasujesz, przecież może być zupełnie inaczej, to oni mogą nie pasować do Ciebie:)))
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

TOP