Wszystko,
co dobre lubi szybko się kończyć. Ale w sumie nie tylko to, co dobre, ale też
to, co myślisz, że jest słabe, a okazuje się być właśnie teraz tobie
najpotrzebniejsze, lubi się szybko kończyć. Czasami może nawet za szybko.
A
no o pracy, bo jeszcze niedawno pełna obaw i ekscytacji z dwoma ogromnymi
walizkami zmierzałam nad morze, do Łeby, do mojej wakacyjnej pracy. A tu nagle
siedzę w domu. Walizki gdzieś w kącie, jeszcze dzisiaj nie zamierzam zabierać
się za ich rozpakowywanie i ogólnie jakaś radosna melancholia podbija teraz
moje serce.
No to spróbuję – myślę sobie – spróbuję napisać jakieś małe podsumowanie mojej pierwszej pracy. Jak to się wszystko zaczęło? Jak wyglądała moja praca? Czego się nauczyłam? Co mi to dało?
Z góry uprzedzam, ale nie ma tutaj miejsca na obiektywizm. Będzie subiektywnie i jeżeli kogoś (o zgrozo!) zachęcę do wakacyjnej pracy to „co złego, to nie ja”.
No to spróbuję – myślę sobie – spróbuję napisać jakieś małe podsumowanie mojej pierwszej pracy. Jak to się wszystko zaczęło? Jak wyglądała moja praca? Czego się nauczyłam? Co mi to dało?
Z góry uprzedzam, ale nie ma tutaj miejsca na obiektywizm. Będzie subiektywnie i jeżeli kogoś (o zgrozo!) zachęcę do wakacyjnej pracy to „co złego, to nie ja”.
Wakacyjna praca, czyli jak to się wszystko zaczęło?
Jakoś
w kwietniu, kiedy powinnam zajmować się nauką do matury, postanowiłam, że
poszukam sobie pracy na wakacje. Bo wiesz, matura za kilkanaście dni, więc w
sumie czemu nie? (Tak, to się nazywa prokrastynacja!)
Nie
po drodze mi było ze sklepami z odzieżą i kawiarniami, więc musiałam wymyśleć
coś zupełnie innego. ANIMACJA! Oto znalazłam rozwiązanie mojej zagwozdki.
Zrobiłam odpowiedni kurs. I… już! Stałam się certyfikowanym animatorem czasu
wolnego. To było naprawdę proste. Gorzej było z wysyłaniem CV i oczekiwaniem na
telefon od potencjalnych pracodawców. Owszem, kilku do mnie oddzwoniło. Kilku
oferowało mi całkiem przyzwoite stawki. Kogoś musiałam wreszcie wybrać. Kogoś
wybrałam.
Po
maturach uczyłam się nowych tańców animacyjnych. Chodziłam na zumbę jedną,
drugą, latino solo. Brałam też udział w zajęciach na basenie, na których
średnia wieku wynosiła 60 lat. I to tylko dzięki temu, że skutecznie ją zaniżałam.
Po prostu przygotowywałam się do tego, żeby być dobrym animatorem. I chyba
byłam, ale o tym za chwilę.
Co
musiałam robić jako animator czasu wolnego?
O
8.15 prowadziłam „Poranny trening na dobry dzień”. O godzinie 12.00 zawsze były
zajęcia na basenie – Aqua Dance. Po południu tańce animacyjne dla dzieci, tańce
dla dorosłych, turnieje piłki nożnej, bule. Do tego wieczorem morski slalom
gigant, turnieje siatkówki plażowej, badmintona czy tenisa stołowego. Albo kijki
nad morze, na zachód słońca. I tak w kółko, dzień za dniem. – No dobra, prawie
w kółko, bo soboty przecież miałam wolne. Czyli, upraszczając, ćwiczyłam z
ludźmi lub towarzyszyłam ludziom uprawiającym sporty, kilka razy dziennie.
Dzisiaj
mówię bardzo skrótowo, jak to wyglądało. A może kiedy indziej zgłębimy tajniki
animacji w ośrodkach wypoczynkowych w Polsce.
Czego
się nauczyłam?
Samodzielności.
Pisałam
już o tym we wpisie o odważnych decyzjach. O tym, że jestem życiowym tchórzem,
a może mówiąc ładniej, introwertykiem, który lubi przebywać w znanym przez
siebie otoczeniu. Ale mimo, że lubię swój dom i tak naprawdę to mogłabym nie
wychodzić spod mojego ciepłego kocyka i bez opuszczania ukochanego laptopa, to
zdarza mi się robić coś totalnie nie w moim stylu.
Ta
praca była nie w moim stylu. Bo ja nie spędzam poza domem dłużej niż
kilkanaście dni. Bo ja nie nie widzę się z rodziną i znajomymi dłużej niż
kilkanaście dni. A teraz wytrzymałam bez rodziny, znajomych i bez brania
prysznica bez klapek basenowych ponad dwa miesiące.
Sezonowa
praca naprawdę dużo dobrego zrobiła dla mojej psychiki. Dla mojego rozumienia
świata. Dla mojego dorastania. Piszę ogólnikowo, że nauczyła mnie
samodzielności i odpowiedzialności, ale tu chodzi o coś głębszego, o drugie
dno, o którym, wybacz, ale wyjątkowo nie chcę pisać, bo jest to zbyt osobiste.
Tego,
że chcę w życiu robić to, co lubię.
Moja
praca – nie bójmy się tego przyznać! – była naprawdę przyjemna. Szczególnie wtedy,
gdy przez cały turnus padał deszcz i większość moich zajęć była odwoływana z
powodu beznadziejnych warunków atmosferycznych. Jednak ta z pozoru przyjemna
praca uświadomiła mi, że ja chcę robić w życiu to, co naprawdę kocham. Co
więcej, chcę to robić w sposób, w który ja chcę robić. A nie tak jak sugeruje mi
menadżer czy właściciel.
Robienie
tego, co się kocha w życiu. Bycie sobie samym szefem. – To takie dwa, całkiem
spore cele, które dodaję do mojej listy lifegoalów.
Bo
wiesz, o ile tańczenie z maluchami czy prowadzenie zajęć na basenie nie
stanowiło dla mnie żadnej trudności. O ile sama – z reguły – świetnie się na
tych zajęciach bawiłam wykrzykując całkiem zabawne głupoty przez mikrofon
zachęcając ludzi do aktywnego uczestnictwa w zajęciach, o tyle przygotowywanie
turniejów i sędziowanie podczas ping ponga stanowiło dla mnie naprawdę spore
wyzwanie. I serio tych zajęć nie cierpiałam. A miałam je codziennie, dlatego
pojawiała się frustracja, zniechęcenie i ogólne rozdrażnienie. No bo ile można musieć
robić rzeczy, za którymi nie przepadamy? Ja wytrzymałam 2 i ½ miesiąca i więcej
chyba bym nie dała rady.
Pokory.
Długo
nie potrafiłam zrozumieć w mojej pracy, że ja tam jestem dla gości. To znaczy,
że nie ma mi być przyjemnie, tylko oni mają spędzać przyjemny czas. Bo oni za
to płacą, żeby było im magicznie, słonecznie i tak jak chcą.
Tylko
niektórzy naprawdę bardzo mnie irytowali swoim zachowaniem. Potrafili czepiać
się wszystkiego i doszukiwać się błędów tam, gdzie ich nie ma. Albo wyjeżdżając
napisać nieprzyjemną ankietę na mój temat.
Tylko
najgorsze było to, że ty w tym wszystkim musisz się uśmiechać, pokornie
wysłuchiwać, przytakiwać, mówić swoje zdanie, ale w sposób niezwykle grzeczny.
No musisz być profesjonalistą. – Pokornym animatorem. I mieć twardy tyłek, żeby
to wszystko, co ludzie o tobie, na ciebie i tobie gadają, spływało po tobie jak
deszcz po betonie.
Rzeczywiście,
później nie robiło już to na mnie żadnego wrażenia i śmiało śpiewałam piosenkę
Taco Hemingweya.
Tego,
jak prowadzić small – talks.
W
mojej pracy miałam bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. Czasami aż nazbyt bliski.
Zdarzało się, że na moich zajęciach nordic walking była tylko jedna kobieta, a
przed nami trzykilometrowa droga do pokonania. I spróbuj tu nie zamienić z nią
słowa. Nie da się!
Dlatego
grzecznie pytasz o jej życie, wypytujesz o dzieci, słuchasz tego, jak z
ogromnymi emocjami opowiada i mówisz naprawdę mało o sobie. To taki klucz do
całkiem przyjemnych rozmów z drugim, nowo poznanym człowiekiem – słuchaj,
zadawaj pytania i szczerze się uśmiechaj.
Czy
żałuję, że spędziłam całe lato w pracy?
Żałowałam,
miałam poczucie marnowania czasu i ogólnej beznadziei. Aż w końcu ogarnęłam, że
ta wakacyjna praca była mi po prostu potrzebna. Nie ze względu na pieniądze,
ale na bagaż doświadczenia, jaki z Łeby ze sobą przywiozłam.
Jeżeli
ktoś zastanawia się, jak miło spędzić wakacje po maturze – nauczyć się czegoś
nowego, spędzać czas z całkiem fajnymi ludźmi, zabawiać ich żartami, uprawiać sporty, opalać się na brązowo i
jeszcze dostawać za to pieniądze – to animacja jest dobrą odpowiedzią.
(: Kolejny wpis już w najbliższy wtorek, 19 września. Nie daj się prosić! :)
Przez sam wpis roznosisz tak niesamowity optymizm, że czytająć go, zapragnęłam być na wakacjach z Tobą jako animatorką :D Co do samej treści - zgadzam się. Moje praktyki zawodowe, które odbyłam w tym roku, również wiele mnie nauczyły i dały potężny bagaż doświadczenia!
OdpowiedzUsuńKarolina, może nam się kiedyś uda pracować razem w animacji, no w sumie czemu by nie? :) Trzeba próbować nowych rzeczy i wynosić z nich bagaż wiedzy! :)
UsuńMoją pierwszą pracą było mycie szyb na stacji benzynowej i choć nie była to bardzo lekka praca, ciepło ją wspominam. Gratuluję wytrwałości przez całe wakacje! [Maja]
OdpowiedzUsuńDzięki Maju! :)
UsuńPierwsze koty za płoty! Taką pracę zawsze miło się wspomina, nawet jeśli spędziło się w niej mało czasu i pieniądze zarobione też nie były duże. Ja na studiach zaczęłam pracować. Umożliwił mi to kierunek zaoczny, mnóstwo uczelni takie prowadzi. Jeśli szukacie konkretnych to odsyłam do oferty na tej stronie. Ta uczelnia znajduje się w Warszawie.
OdpowiedzUsuń