Człowiek upodabnia się do ślimaka.
Staje się mięczakiem. Nie potrafi wyjść ze swojego pancerza bezpieczeństwa. Nie
chce spróbować żyć na 197%. A co, gdybyś nagle wyszedł ze
swojej strefy komfortu i spróbował zrobić coś, co do tej pory ciebie
przerażało?
W dniu pokonywania lęków:
Dzisiejszego wieczoru wyruszam
stanąć oko w oko z moimi słabościami, lękami. Wyjdę ze swojej bezpiecznej
strefy. Spróbuję zrobić coś, co nigdy bym nie przypuszczała, że się wydarzy,
jeżeli będę o zdrowych zmysłach. – O 24.00 wyruszę w pieszą wędrówkę, właściwie
to na Ekstremalną Drogę Krzyżową, liczącą trzydzieści trzy kilometry.
Musisz wiedzieć, że okrutnie boję
się ciemności. Nie wiem, czy istnieje coś, co przerastałoby mnie bardziej niż
świadomość, że jest ciemno.
Ta moja wędrówka będzie wiodła
przez lasy. A skoro lasy to i dzikie zwierzęta. Sarenki, lisy, jelenie, wilki,
dziki. No właśnie, dziki. Boję się ich okrutnie. Nasłuchałam się dobrych rad
moich przyjaciół – kup gaz pieprzowy,
znajduj się blisko drzewa, stań wysoko na palcach i podnieś ręce do góry,
zacznij krzyczeć – jednak cały czas w mojej głowie jest tylko jedna
myśl „kto zobaczy w lesie dzika ten na drzewo szybko zmyka”. Myślę, że jak
rzeczywiście stanę oko w oko z tym dziwnym stworem to najbliżej będzie mi do
zrealizowania rady z piosenki z dzieciństwa, niżeli mądrości przyjaciół.
Cisza. Myślę, że to obawa całego
naszego społeczeństwa. My bezustannie jesteśmy w jakimś hałasie. Na ulicy
jeżdżą koło naszego ucha samochody. W autobusie leci muzyka. A jak już jesteśmy
w miejscu, wydawać by się mogło, że cichym to przychodzą nam powiadomienia z
fejsa albo nowe snapy od znajomych, którzy są na imprezie. Dzisiejszej nocy
totalna cisza. Ja. Moje myśli. Bóg. Nie pamiętam, kiedy byłam w podobnej
konfiguracji.
Ból i cierpienie to rzeczy, na
które po części się godzę wyruszając w taką trasę. Jednak wcale niechętnie
przyjmuję do wiadomości, że na moich nogach pojawią się pęcherze. Mam miliony
plastrów compeed w mojej kosmetyczce, ale nie jestem pewna, czy one dadzą radę zapanować nad skórą stopy, która nagle zacznie żyć własnym życiem.
Jak tylko wrócę to opowiem tobie,
czy było warto wyjść ze swojej strefy komfortu i czy te moje obawy w ogóle się
sprawdziły.
Dzisiaj:
Warto było wyjść ze swojej strefy
komfortu. A nawet staranie się pokonywać moje słabości i lęki sprawiło mi
radość.
Jak już dobrze wiesz z pierwszej
części artykułu – przygotowałam się na najgorsze. Jednak nic (dzięki, Boże!)
nie wyszło po mojej myśli, oprócz tego, że dotarłam do celu po 33 kilometrach,
choć twierdzę, że ta trasa liczyła co najmniej ze 40!
Na trasie spotkałam zerową liczbę dzików.
Ani jeden nie czmychnął mi przed oczyma, nie musiałam używać gazu pieprzowego, ani wydzierać się w niebogłosy błagając o pomoc. Jednak idąc przez las konkretnie się speniałam i oświecałam każdy krzak patrząc dokładnie, czy nie ma tam schowanego dzikiego, okrutnego, przerażającego zwierzęcia z kłami. Nie było go w żadnym. Teraz do mnie dociera, że moje szczęście przeplatało się z ogromnym zawodem. W końcu tak bardzo nastawiłam się na stanięcie z nim oko w oko, że byłam tego całkiem ciekawa, nawet na to czekałam. Całe szczęście, że ciekawość nie zawsze zostaje zaspokojona.
Ani jeden nie czmychnął mi przed oczyma, nie musiałam używać gazu pieprzowego, ani wydzierać się w niebogłosy błagając o pomoc. Jednak idąc przez las konkretnie się speniałam i oświecałam każdy krzak patrząc dokładnie, czy nie ma tam schowanego dzikiego, okrutnego, przerażającego zwierzęcia z kłami. Nie było go w żadnym. Teraz do mnie dociera, że moje szczęście przeplatało się z ogromnym zawodem. W końcu tak bardzo nastawiłam się na stanięcie z nim oko w oko, że byłam tego całkiem ciekawa, nawet na to czekałam. Całe szczęście, że ciekawość nie zawsze zostaje zaspokojona.
Powiedzenie: „ciemność, widzę
ciemność” u mnie się nie sprawdziło.
Byłam zaopatrzona w dwie latarki.
Jedna z nich w stylu bardziej górniczym – z opaską na głowę, druga doręczna. Ta
górnicza pękła mi już po pierwszym kilometrze. A doręczna służyła jako koło
ratunkowe. Dodam, że kompletnie nieprzydatne. Księżyc tak pięknie świecił, że
tylko w krytycznych sytuacjach (las) musiałam go zastąpić sztucznym źródłem
światła. Ciemność pokonana. Kim jestem? Jestem zwycięzcą!
Nie udało mi się wyciszyć.
Szczerze mówiąc to bardzo chciałam pobyć sam na sam. Myślę, że rozmowa tylko z Bogiem to to, czego mi brakowało w tym Wielkim Poście. Jednak głupia byłam myśląc, że brak głębszej relacji przez cztery tygodnie zastąpię jedną nocą. Najpierw się zgubiliśmy i musiałam dołączyć do grupy osób, która ufała bardziej GPSowi, niżeli gotowej mapie. A w tłumie jak to w tłumie – rozmowy, śpiew, śmiech. I to wszystko jest bardzo piękne, wcale tego nie neguje. Jestem pewna, że gdybym miała przejść osiem godzin w ciszy to najprawdopodobniej do tego Byszewa wcale bym nie doszła. Jednak ciszy mi zabrakło.
Szczerze mówiąc to bardzo chciałam pobyć sam na sam. Myślę, że rozmowa tylko z Bogiem to to, czego mi brakowało w tym Wielkim Poście. Jednak głupia byłam myśląc, że brak głębszej relacji przez cztery tygodnie zastąpię jedną nocą. Najpierw się zgubiliśmy i musiałam dołączyć do grupy osób, która ufała bardziej GPSowi, niżeli gotowej mapie. A w tłumie jak to w tłumie – rozmowy, śpiew, śmiech. I to wszystko jest bardzo piękne, wcale tego nie neguje. Jestem pewna, że gdybym miała przejść osiem godzin w ciszy to najprawdopodobniej do tego Byszewa wcale bym nie doszła. Jednak ciszy mi zabrakło.
Ból i cierpienie było super.
Nie nazwałabym siebie masochistką, ale cierpienie na EDK sprawiło mi przyjemność. Co innego, kiedy snujesz się bez celu pokonując kolejne kilometry, a co innego, kiedy wkładasz swój trud (ból, pęcherze, otarcia aż do krwi) w coś naprawdę niesamowitego. Masz intencję. Masz cel. Jeżeli ta intencja, cel czy pragnienie są prawdziwe to czujesz, że ból, który ponosisz nie jest po nic.
Nie nazwałabym siebie masochistką, ale cierpienie na EDK sprawiło mi przyjemność. Co innego, kiedy snujesz się bez celu pokonując kolejne kilometry, a co innego, kiedy wkładasz swój trud (ból, pęcherze, otarcia aż do krwi) w coś naprawdę niesamowitego. Masz intencję. Masz cel. Jeżeli ta intencja, cel czy pragnienie są prawdziwe to czujesz, że ból, który ponosisz nie jest po nic.
Moje „wyjście poza strefę komfortu”
to bardzo obszerne pojęcie. Ładuję tam wszystko to, czego nigdy w życiu nie
próbowałam. Wszystko, co sprawia mi ból. To, czego się boję. To, czego nie
jestem pewna. Wszystko, co mnie w pewien sposób przeraża, ogranicza. Ładuję tam
też wszystkie moje wymówki, słabe wytłumaczenia i niechęci.
Ta „moja strefa komfortu” to bardzo
słabe miejsce. Ile rzeczy już dzisiaj bym osiągnęła, gdybym nie bała się wyjść
poza ustalone schematy, żyć w pełni i dawać z siebie dwieście, nie trzydzieści
procent.
Nie ma co gdybać. Lepiej działać.
Teraz twoja kolej. Wyjdziesz poza swoją strefę komfortu?
WOW Jestem pod wrażeniem, sama chętnie bym się na coś takiego wybrała.
OdpowiedzUsuńNo i gratuluję wyjścia, ja jestem na etapie badania swojej strefy komfortu ;)
Bardzo ciężko jest wyjść poza swoją strefę komfortu - w końcu do dobrego człowiek się bardzo szybko przyzwyczaja. Jednak warto się przełamać, chociażby dlatego, żeby pokazać sobie: "Hej! Dałam sobie z tym radę, to dam sobie ze wszystkim!" Pozdrawiam, www.youcancallmeann.wordpress.com
OdpowiedzUsuńSuper post i wspaniały blog. :-) Ja jestem jeszcze na etapie sprawdzania swojej strefy komfortu. :-) Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://www.fitnesswomen.pl
OdpowiedzUsuńWyjście ze strefy komfortu to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Ja sama często mam z tym problem. Boimy się nieznanego i nie lubimy niczego zmieniać. Jednak moim zdaniem warto, chociażby dlatego, żeby udowodnić samemu sobie, że jesteśmy silniejsi, niż nasz strach :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że udało Ci się przejść taki kawał drogi!
OdpowiedzUsuńJa sama nie wiem gdzie dokładnie kończy się moja strefa komfortu.