27 czerwca

Sztuka poznawania drugiego, bo to już dwa lata.

Dziś mijają dokładnie dwa lata, odkąd umieściłam pierwszy wpis na tym blogu i rozpoczęłam swoje świadome "uwidocznianie" . Dwa lata temu chciałam poznawać nowych ludzi, którzy też mają pasję, i starają się ją rozwijać bez względu na wszystko. Dużo słyszałam o blogerach i sama też chciałam spróbować odnaleźć się w tej roli, więc zaczęłam. Zanim trafiłam na Wodoodporną, byłam w
posiadaniu co najmniej dziesięciu blogów, na których regularnie dodawałam wpisy, ale żaden z nich nie przynosił mi tyle frajdy, ile oczekiwałam, dopiero trafiając tutaj zrozumiałam, że najważniejsze to mieć pasję, która jest sztuką, bo tylko "obcowanie ze sztuką zbliża nas do drugiego człowieka".

Teraz, po spędzeniu razem dwóch lat, po napisaniu stu czterdziestu dwóch wpisów, po przeczytaniu tysiąca ośmiuset trzydziestu komentarzy, nadal nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zdążyliśmy się poznać? I co możemy o sobie powiedzieć? Nic, lub bardzo mało. Dlatego dziś będzie o trudnej sztuce poznawania drugiego człowieka. 

Człowiek jest książką. Ma swoją indywidualną, niepowtarzalną okładkę, swoich bohaterów, wiele wyjątkowych przeżyć i bardziej, i mniej przychylnych recenzji. No właśnie, dopóki nie wczytasz się w daną lekturę - nie możesz dokładnie określić, jaka ona jest i o czym jest. Tak samo jest z człowiekiem, by go poznać nie możesz patrzeć wyłącznie na okładkę. Musisz spojrzeć na kolejne, kolejne i kolejne strony. Rozważyć wszystkie jego postępowania, myśli i cechy. Nie możesz zamykać się w ograniczeniach, czytać wnętrze od jednego marginesu do drugiego, a spojrzeć z kilku perspektyw, wielowymiarowo. Do serca musisz wziąć sobie słowa: "Aby poznać człowieka, trzeba beczkę soli z nim zjeść.." i po trochu, takimi małymi szczyptami, dodawanymi tylko gdzieniegdzie, poznawać drugiego. Czytać go jak książkę, nie oceniać pochopnie, nie odsuwać się od niego ze względu na obrazki, bo czasem marna, niepozornie wyglądająca książka może okazać się bogatą wewnętrznie, ciekawą i wciągającą lekturą, a przecież takie tomy czytać lubimy.

Fot. Anka Rucińska

Miłego świętowania dnia jutrzejszego,
Marta.

W ramach podziękowania zapraszam za kilka dni na bloga, ponieważ pojawi się ciekawy konkurs z cennymi nagrodami!

16 czerwca

Ludzki portret.

Człowiek jest bardziej skomplikowany niż maszyna. Pod jedną warstwą kryje się druga, pod trzecią twarzą, czwarta. W jednej komorze serca wrażliwość, w drugiej okrucieństwo. Jedno oko spogląda w stronę dobra, drugie wyszukuje zła. Prawe ucho nasłuchuje komplementów, lewe nie reaguje na proste, życiowe polecenia. Górna warga ust chce wypowiadać wszystko to, co miłe, druga chce robić na złość. W dwie sekundy człowiek z osoby niezwykle dojrzałej i miłej przeradza się w dziecko, które krzyczy i wymaga, nie prosi.

Człowiek ma więcej niż pięćdziesiąt twarzy, każdego dnia dokłada nową warstwę do swej osoby, która decyduje o dalszym bycie. To nieprawda, że ludzie mają jedno serce, uczucie, czy pragnienie. Człowiek ma tyle odsłon, ile dni przeżył na tym świecie i każde oblicze wykorzystuje codziennie w swym życiu. I to jest właśnie piękne, że ilość doświadczeń życiowych, ilość przeżytych dni, ilość nowo poznanych uczuć można okazać każdego dnia inaczej. Zamieniać zło na dobro, nienawiść na miłość, smutek na radość, niewrażliwość na subtelność, brzydotę na piękno.. gdyby nie te codzienne twarze, codzienne oblicza, które dopełniają ludzki portret życie człowieka miałoby zupełnie inny sens i o wiele gorsze znaczenie.

"Piękno ludzkiej twarzy istnieje tylko dzięki temu, że każdy jej szczegół znajduje jak gdyby echo we wszystkich pozostałych."  - Antoine de Saint-Exupéry

(Fot. Anka Rucińska)
Miłej niedzieli,
Marta.

07 czerwca

Trójmiasto, któremu zaprzedałam swoją duszę.

Czerwiec zaczęłam trzydniową wycieczką do Trójmiasta, którą już na samym początku spisałam na straty. Byłam zdania, że nic dobrego na niej się nie wydarzy i że te trzy dni będą jednymi z najgorszych, a to dlatego, że wybierałam się nad morze z okropnym katarem, bólem gardła oraz wietrznymi i deszczowymi prognozowaniami synoptyków. 

Jednak, gdy dotarłam do Gdyni przywitało mnie Słońce, które zabarwiło na czerwono moje policzki. W gdyńskim oceanarium zobaczyłam trzy rybki Nemo, jednego aligatora i dwa węże. Wykonałam zdjęcie nowożeńcom, którzy stali w porcie. Chodziłam boso po lodowatym piasku i robiłam zdjęcia morskim falom. I zaczęłam przekonywać się do tego wyjazdu, lecz także ubzdurałam sobie, że po tym wszystkim, nic lepszego spotkać mnie nie może.

Kolejny dzień zaczął się starciem między mną a g/mroźnym wiatrem, ale nie dałam mu za wygraną i wyruszyłam ku przygodzie. Tego dnia zrozumiałam historię, która wydarzyła się na Westerplatte i ogrom cierpień przeżytych przez tych, którzy żyli w czasie II wojny światowej. Kolejno zachwycałam się przepięknymi i bogato zdobionymi kamieniczkami, które znajdowały się na gdańskiej starówce. Zrobiłam zdjęcie Neptunowi i pokonałam mój klaustrofobiczny lęk wchodząc przez czterysta schodów na wysoką, i wąską wieżę w Kościele Mariackim. Odwiedziłam niezwykle urocze i (chyba) najbardziej słodkie miejsce w całym Trójmieście - Manufakturę Słodyczy CIU CIU, i kupiłam tam mnóstwo równie słodkich cukierków. Wbrew temu, ile dobrego przeżyłam, stwierdziłam, że już nic pięknego na mnie nie czeka i świadomie przerodziłam się w "niepoprawną pesymistkę".

Ostatni dzień mej wyprawy rozpoczął się chwilę po szóstej rano, kiedy to bezskutecznie wmawiałam sobie, że jestem wyspana i na mojej twarzy nie widać żadnych oznak minionej, nieprzespanej nocy. Prawdziwie "obudziłam się" jednak w Sopocie, dzięki rześkiemu, nadmorskiemu powietrzu, które dodało mi energii do działania. Zrobiłam piętnaście zdjęć mewom, kolejne tyle morsom, którzy kąpali się w lodowatej (!) wodzie i trzy razy więcej sopockiemu molo, któremu zaprzedałam swoją duszę. Jednakże to zakupy na pobliskich kramach i w sklepach sprawiły, że całkowicie powróciłam do sił i chwilowo utraconego optymizmu.










Kolejna udana wyprawa za mną. Uwielbiam podróżować, budzić się w nowych miejscach, oglądać coś nowego, innego, ale nie mogę stuprocentowo cieszyć się tym, co dzieję się dookoła, ponieważ przeszkadza mi mój umysł i nieuzasadnione narzekanie. Muszę przestać mówić o czymś, co jeszcze nie nastąpiło, że będzie czymś najgorszym, bo - tak jak ta miniona wycieczka - może okazać się jedną z lepszych rzeczy, które miały miejsce.

Niech czerwiec minie nam szybko w miłej atmosferze,
Marta.

02 czerwca

To nie jest Paryż czy Kraków, ale..

To musi być piękne (stwierdziłam) - mieszkać we Francji, mieć dwanaście kilometrów do Paryża i spędzać nad Sekwaną każdą niedzielę. Albo żyć w Londynie i wypijać popołudniową herbatę patrząc na Tower Bridge. Lub egzystować na jednej z Wysp Kanaryjskich i leżąc na plaży cieszyć się każdą słoneczną chwilą. Albo w .. (przerwałam).
Dostrzegam piękno i równowagę doskonałości w każdym zakątku świata, czy Polski, lecz nie tu, gdzie mieszkam. Kocham Kraków całym sercem i najchętniej tam spędziłabym każdą wolną chwilę. Poznań uwielbiam za przepiękną starówkę, która o dwunastej w południe zostaje jak gdyby ożywiona przez ogrom dzieci piszczących wniebogłosy. W Sandomierzu odczuwam błogi spokój i powracam do życiowej równowagi. A co z moim miastem? Jest w nim coś wyjątkowego, coś zaskakującego?

 Ostatnio postawiłam przed sobą wyzwanie - uchwycić w obiektywie to, co na pozór jest niewidoczne. Ukazać to małe miasto w sposób wielki i dalekosiężny, bo może to nie jest Paryż czy Kraków, ale jednak jest to moje miasto, które poznaję już od piętnastu lat i do którego coraz bardziej się przywiązuję. A efekty mojego wyzwania będziecie mogli obejrzeć przez następne tygodnie, które zwieńczone będą konkursem!


Miłej niedzieli,
Marta.
A jutro wybywam szukać piękna i doskonałości w Trójmieście i liczę na przepiękne zachody Słońca!
TOP